Kończąc rejs nie mieliśmy wątpliwości, że tu wrócimy – tak o wyprawie po Zachodniopomorskim Szlaku Żeglarskim opowiada komandor Marian Pędraś z 39.Harcerskiej Drużyny Żeglarskiej.
W tym roku klub z Blachowni (powiat częstochowski) znów planuje wyprawę m.in. po wodach Zalewu Szczecińskiego. Tegoroczna wyprawa odbędzie się na przełomie lipca i sierpnia. Jak można przeczytać na plakatach reklamujących rejs: Dwa lata temu zmieniliśmy akwen pływania i po raz pierwszy wyruszyliśmy na wody Jeziora Dąbie, Zalewu Szczecińskiego i Zatoki Pomorskiej. W tym roku zapraszamy Was do udziału w kontynuacji przygody w ramach rejsu. Jak mówią członkowie klubu wybór Zachodniopolskiego Szlaku Żeglarskiego to chęć poznania czegoś nowego skierowała ich na nowe wody.
Aby odetchnąć od zgiełku Mazur a trochę w poszukiwaniu nowych wrażeń, postanowiliśmy w klubie wypłynąć na wody Zalewu Szczecińskiego. Pomysł chwycił a chętnych było tak wielu, że ledwo zmieściliśmy się na czterech TWISTERACH 780 z OSiR-u w Goleniowie, wyczarterowanych przez nasz klub – opowiada o wyprawie w 2014 roku Marian Pędraś, komandor klubu – W gościnnym porcie w Lubczynie zostawiliśmy autokar i przesiedliśmy się na AFFĘ, BETĘ, GAMĘ, DELTĘ i przez dwa tygodnie pływaliśmy wzdłuż i w szerz J.Dąbie, Zalewu Szczecińskiego a także wypłynęliśmy na Zatokę Pomorską żeglując z Dziwnowa do Świnoujścia. Kończąc rejs nie mieliśmy wątpliwości, że jeszcze tu wrócimy.
Równo rok później, na przełomie lipca i sierpnia uczestnicy kolejnego rejsu wsiedli w Lubczynie na znaną już im ALFĘ i rozpoczęli dwa tygodnie rejsu „kadrowego” – na pokładzie trzech jachtowych sterników morskich i trzech załogantów. Za główny cel wyprawy postawili sobie poznanie niemieckiej części Zalewy Szczecińskiego oraz opłynięcie Wyspy Uznam. Ale nie tak od razu… Najpierw wpłynęli do Szczecina, odebrali cześć załogi w HOMie, a następnie popłynęli na północ. Jacht mieczowy, więc mogli spokojnie halsować Odrą i cumować przy brzegu.
Równo rok później, na przełomie lipca i sierpnia uczestnicy kolejnego rejsu wsiedli w Lubczynie na znaną już im ALFĘ i rozpoczęli dwa tygodnie rejsu „kadrowego” – na pokładzie trzech jachtowych sterników morskich i trzech załogantów. Za główny cel wyprawy postawili sobie poznanie niemieckiej części Zalewy Szczecińskiego oraz opłynięcie Wyspy Uznam. Ale nie tak od razu… Najpierw wpłynęli do Szczecina, odebrali cześć załogi w HOMie, a następnie popłynęli na północ. Jacht mieczowy, więc mogli spokojnie halsować Odrą i cumować przy brzegu.
– Po drodze Trzebież – żal że potencjał COŻ tak marnieje, potem Nowe Warpno, zdecydowanie nasz ulubiony port na całym Szlaku. Podczas gdy u nas na południu Polski już zmrok, tu dłuuugie wieczory i przyroda cudna jak na Mazurach, ale bez tamtejszego tłoku, jakby tylko dla nas – opowiada Justyna z Harcerskiej Drużyny Żeglarskiej. Będąc już na niemieckich wodach Małego Zalewu Szczecińskiego uderzyła w nas od dziobu burza. Wyło, lało jak z cebra, nawet był grad, ale jak szybko przyszła, tak równie szybko została za rufą. Z położonym masztem przeszliśmy pod mostem zwodzonym w Zecherin i na noc wpłynęliśmy do małego ale sympatycznego portu Rankwitz.
Uczestnicy rejsu opowiadają, że wiatr wzmógł się wtedy do 6-7oB (na Bałtyku w tych dniach był sztorm), ale szczęśliwie zasłaniały ich inne, dużo większe jachty. Jak się później okazało, tej nocy w okolicy temperatura zeszła do 5oC a to przecież środek lata. Następnego dnia przy trochę słabszym wietrze, płynęli jak się dało, głównie na foku, momentami na silniku i dotarli do Peenemünde. Pokręci się po okolicy, zwiedzili Muzeum Historyczno-Techniczne, muzeum zabawek, łódz podwodną i po późnym obiedzie wyszli na Zatokę Pomorską. Posztormowy baksztag w zaledwie kilka godzin przygnał ich do mariny w Świnoujściu, gdzie zacumowaliśmy już po północy.
– Tu, w drugiej połowie rejsu dogoniły nas upały. Fok i grot już nie zarefowany, jacht zwolnił, kurtki zimowe schowaliśmy. Wzdychaliśmy by żar zelżał i żeglowaliśmy kręcąc się po Zatoce Pomorskiej – dodaje Marian Pędraś – Pamiętaliśmy też, by skorzystać z możliwości przeniesienia się w czasie, czyli popłynąć na Festiwal Słowian i Wikingów. Z Wolina do Dziwnowa, potem znów Świnoujście i z żalem żegnając wody Bałtyku został już tylko kurs na południe.
– Jeszcze port w Wapnicy, wieczór przy ognisku z widokiem na „betonowiec”, ponownie HOM w Dąbiu, Lubczyna i tak w przyjaźni kolejny rejsowy słoik soli został zjedzony. Tradycyjnie na koniec rejsu sondaż wśród załogi – gdzie chcielibyśmy żeglować w przyszłym roku? Zdecydowanie mamy ochotę jeszcze raz wrócić w te strony, przecież o Rugię nie udało nam się zahaczyć… – mówią zgodnie Justyna i Marian.
A więc … do zobaczenia Szlaku!